Od 1945 roku Europa boi się własnych duchów. Mieszkańcy tego nawiedzonego kontynentu chętnie powtórzyliby znane słowa Faulknera: „Przeszłość nigdy nawet nie jest martwa. To nawet nie przeszłość” ponieważ mają ku temu dobry powód i ich troska jest usprawiedliwiona. Europa w XX wieku była źródłem i teatrem działań dwóch najbardziej morderczych wojen w historii. George Steiner ze smutkiem skonstatował, że Buchenwald jet położony niedaleko Weimaru. Poezja Goethego nie powstrzymała złych uczynków Hitlera. Post-nazistowska Europa wie, że ani kultura ani postęp nie muszą wcale pokonać okrucieństwa, oraz że najstraszniejsze zło wynika z połączenia niepohamowanej przemocy i metodycznego, systematycznego i cywilizowanego chłodu. Dlatego właśnie od czasu drugiej wojny światowej Europa obsesyjnie stara się chronić przed samą sobą. Inaczej niż w Ameryce, wzmocnionej przez wezwanie do zwyciężenia nazizmu (Waszyngton i Buchenwald nie sąsiadują ze sobą) straumatyzowana Europa bez końca zastanawia się co poszło nie tak. Ten, kto czuje się niewinny jest gotowy walczyć z przeciwnikiem. Uważający się za winnego krzyżuje miecz z własnymi demonami. Instytucje europejskie mają za zadanie powstrzymywać owe demony.
Ale same instytucje nie wystarczą. Potrzebna jest czujność, a czujność trwa dzięki pamięci, ceremoniom i przekazywaniu z pokolenia na pokolenie wspomnień obozów śmierci i szaleństwa Lebensraum. To co dziś nazywa się le devoir de memoire, nakazem pamięci, cytując słynne określenie Bertolda Brechta, wydaje się niezbędne, aby wysterylizować łono, które zrodziło przerażającą bestię oraz zapobiec zamgleniu nazizmu i uznaniu go za jeszcze jeden epizod historii. Aby ta przeszłość była znana obecnie, musi pozostać obecna jako nieustające ostrzeżenie.
Jak napisał niemiecki filozof Juergen Habermas „coś stało się w obozach zagłady, co jak dotąd było nie do pomyślenia. Głęboka więź łącząca wszystkich mających ludzkie oblicze została tam zaatakowana i wykorzeniona”. To co wówczas się objawiło, to nie tylko kruchość demokracji, w sensie ustroju, lecz także jako uczucie i dowód, że wszyscy ludzie są tacy sami oraz że człowiek jest sprawiedliwy. Ponieważ w połowie XX w. i pośrodku cywilizacji człowiek postanowił zastąpić ludzki rodzaj swoim rodzajem oraz powiedzieć do innego człowieka „nie jesteś mojego rodzaju” i postanowić się go pozbyć, Europa zadecydowała, że tej rewolucji nie wolno wymazać ze świadomości. Według Europejczyków jedynym sposobem na zachowanie siły demokracji jest pamięć o jej delikatności, ulotności i śmiertelności. To postanowienie nabrało kształtu w poruszający i przekonujący sposób w trakcie sześćdziesiątej rocznicy odkrycia obozów. Podczas tej ceremonii i towarzyszących jej wydarzeń wieńczących bezprecedensową pielgrzymkę do Auschwitz, europejskie rządy i sami Europejczycy pokazali ostatnim ocalonym, że pamięć będzie nadal trwała gdy odejdą. Na przykład prezydent Francji Jacques Chirac zdołał przywołać słowa, które są w stanie przekazać rzeczy nie do zapomnienia. „Tutaj” powiedział „ objawiła się nieznana otchłań. Naziści poprzez swoje przęstepcze szaleństwo zakwestionowali istotę człowieczeństwa. To tu aparat państwa prowadził politykę naukowej, systematycznej i metodycznej eksterminacji, której nie da się porównać z niczym innym.” Zagłada całego narodu na całym kontynencie i podważenie istoty człowieczeństwa poprzez zagładę narodu, PREDICAMENT … oraz Europa jako strażnik własnej skłonności do zapomnienia. Oto jednogłośne przesłanie uroczystości. Z wyjątkiem jednej fałszywej nuty.
Słynny francuski satyryk afrykańskiego pochodzenia Dieudonne zwrócił uwagę, cytując izraelską historyk Idiet Zertal, na „pornograficzną pamięć” Zagłady. Wywołał skandal, ale wypowiedział się nie jako klaun czy showman, ale jako rzecznik Damnes de la Terre, przeklętych na ziemi. Wyraził otwarcie to co myśli wielu ludzi, że Afrykańczycy, Arabowie, Azjaci i Latynosi zostali pozbawieni przez Żydów należnego im współczucia i że akcentowanie tragedii żydowskiej odsuwa w zapomnienie inne przypadki ludobójstw oraz wreszcie, że tak zwany nakaz pamięci jest świadectwem dobrego zachowania dla ciemiężycieli Palestyńczyków.
My Europejczycy, my Francuzi chcemy zgasić płomienie antysemityzmu wodą pamięci. I nagle okazuje się, że dolewamy, poprzez pamięć, oliwy do ognia. Im więcej upamiętniamy, przypominamy i nauczamy o cierpieniu Holokaustu oraz zgłębiamy ten mroczny czas tym bardziej rozwścieczamy kraje, kontynenty, społeczności i mniejszości, które nie czują się odpowiedzialne za te wydarzenia. Każda uroczystość upamiętniająca wywołuje na przedmieściach naszych miast, głównie wśród nie-Europejczyków wściekłość z powodu powodzenia królów nieszczęścia – Żydów. Tak to wygląda w wielu szkołach w moim kraju. Młodzież okazuje zniesmaczenie nie tym co wydarzyło się w Auschwitz, ale pamięcią o Auschwitz, a postępowi nauczyciele to wspierają, ponieważ są wzburzeni aktualną sytuacją Palestyńczyków. Bojkotują Auschwitz jako produkt izraelski. Nacisk na cierpienie Żydów nie powstrzymuje nienawiści, on ją karmi. To terapia, która rozprzestrzenia chorobę, którą ma leczyć. Pamięć, która ma zabić stary nacjonalistyczny antysemityzm powoduje podtrzymanie uprzedzeń w społeczności post-narodowej.
Jak poradzić sobie w tej nieprzewidywalnej i zaskakującej sytuacji? Poszerzając wspólnotę objętą pamięcią, odpowiada dziś głos sumienia w Europie, a zwłaszcza we Francji. Głos ten mówi, że Europa nie straciła niewinności w Auschwitz. Jej kartoteka policyjna jest o wiele większa. Popełniła, mówi głos, inne zbrodnie. Żydzi zdecydowanie nie są jedynymi ofiarami europejskiej pychy. Przed Hitlerem i podbojami Lebensraum był podbój kolonialny, a przed nim miał miejsce handel niewolnikami. Czas zrobić miejsce dla tych tragedii, których potomkowie ofiar żyją dziś na naszej ziemi. Europa nie jest już krainą emigrantów. Jest ziemią imigrantów. Jest swojego rodzaju nieprzygotowaną Ameryką. Więc nie może sobie pozwolić, jak twierdzi głos, ma zaniedbanie swoich dawnych grzechów.
Słyszę ten głos. Nie da się go nie słyszeć we Francji, ale on mnie nie przekonuje, ponieważ takie uznanie nie opiera się na poznaniu, nauce, wiedzy i badaniu. Uznanie to nie rzuca dodatkowego światła na zapomniane zbrodnie. Potomkowie niewolników i poddanych kolonizacji nie proszą o prawdę. Proszą o większą zbrodnię. Chcą Zagłady. I jakkolwiek dziwnie to brzmi, nie uznają kompromisu. Nie pójdą na żadne ustępstwa.
W 2005 roku Claude Ribbe, pisarz, który uważa się za filozofa, historyka i obrońcę pamięci o niewolnictwie, wydał książkę o subtelnym tytule Zbrodnie Napoleona. Zbrodnią jest tu nie tylko powtórne niewolnictwo w koloniach, ale także wynalazek komór gazowych. „Mężczyźn” pisze Ribbe „zamykano pod pokładem i próbowano nową metodę zabijania. Wdychali gaz używany do dezynfekowania ładowni.” Innymi słowy Hitler był naśladowcą i wiedział o tym. Dlatego kiedy odwiedził Paryż w czerwcu 1940 roku wieńcząc Blitzkrieg, złożył hołd swojemu mistrzowi. Obraz Fuehrera stojącego nad grobem Napoleona został wybrany na okładkę książki Claude Ribbe'a.
Książka nie pojawiła się znikąd. Kilka lat wcześniej w maju 1998 roku w siedzibie głównej UNESCO w Paryżu miało miejsce sympozjum. Organizatorem było COFFAD (Stowarzyszenie Synów i Córek Deportowanych Afrykańczyków). Nietrudno zauważyć, że inspiracją dla tej nazwy było Stowarzyszenie Synów i Córek Deportowanych Żydów, założone przez Serge Klarsfelda. I teraz świat jest pełen wściekłych potomków, rozwścieczonych córek i synów... Przedmiotem sympozjum było „Czy handel niewolnikami jest zbrodnią przeciwko ludzkości?”. Odpowiedź brzmiała: tak. Ale uczestnicy poszli jeszcze dalej. Przyjęli serię uchwał postulujących napisanie historii od nowa z perspektywy ofiar. Twierdząc, że słowo „niewolnictwo” pomija zaciekły i rasistowski charakter transatlantyckiego handlu niewolnikami zaproponowali inną nazwę – Yovoda. „Yovo” w języku Benin, a wcześniej Dahomey, gdzie istniał handel niewolnikami, oznacza „biały człowiek” a „Da” znaczy „biały człowiek”. Okrucieństwo białego człowieka. Yovoda niczym Zagłada. Zażądano także potępienia papieża Mikołaja V, który napisał w 1454 r. tekst uzasadniający handel czarnymi niewolnikami. Żądanie objęło publiczne potępienie tego papieża i usunięcie go z listy wszystkich papieży. To oczywiście się nie stało... jeszcze. A Yovoda nie jest jeszcze afrykańskim odpowiednikiem Szoa. Ale w maju 2001 parlament francuski przyjął prawo określające atlantycki handel niewolnikami jako zbrodnie przeciwko ludzkości. Według tego prawa szkoły oraz projekty badawcze z zakresu historii powinny uwględnić handel niewolnikami na należnym mu poziomie. Handel niewolnikami, rozumiany jako transatlantycki handel niewolnikami i tylko taki. Stąd też kiedy historyk Olivier Petre-Grenouillat wydał książkę o niewolnictwie, gdzie udowodnił, że afrykański i muzułmański handel niewolnikami trwał dłużej i był bardziej morderczy niż okrutny handel europejski oraz dodał, że żaden z nich nie miał charakteru ludobójczego – został natychmiast oskarżony o fałszerstwo.
W lutym 2005 parlament francuski wydał kolejne prawo (jak nietrudno zauważyć Francuzi są uzależnieni od tworzenia prawa) wyrażające wdzięczność narodu wobec obywateli francuskich repatriowanych z Algierii i dekretujące uznanie pozytywnych aspektów obecności Francji zagranicą. Ta uchwała wywołała wielki skandal. Zaprotestowała większość badaczy francuskich. Niektórzy z nich powiedzieli nawet, że nie może być żadnej wartości w procederze wykorzystywania i eksterminacji. Kolonizacja i eksterminacja to tytuł książki wydanej we Francji kilka lat temu. Ci naukowcy uzyskali skreślenie tego niesławnego zapisu, co więcej udało się im to dzięki powołaniu na wolność badań naukowych. Ale gdy inni historycy próbowali połączyć obydwa kontrowersyjne przepisy – ten o handlu niewolnikami oraz o kolonizacji – i zastosować do nich te same standardy, nie zostali wysłuchani. Po nominacji Claude Ribbe'a do Narodowej Komisji Doradczej ds. Praw Człowieka, rząd francuski postanowił upamiętnić niewolnictwo 10 maja to jest w dniu kiedy przyjęto w przeszłości prawo o handlu niewolnikami.
Co to znaczy? Oznacza to, że obsesją dziś nie jest obrona wolności badań naukowych, a poszerzenie zakresu Holokaustu. To wydarzenie historyczne nie jest już wydarzeniem. Jest wzorcem. I jest uprawnieniem. Każda mniejszość ma do niego prawo. Żydów zaprasza się po swój kawałek. Oto różnorodność we współczesnej Europie. A czy ta wizja ma coś wspólnego z prawdą historyczną? Nie. Czy owa polityka obdzielania każdej mniejszości swoim kawałkiem pozwoli zniwelowac żal? Nie. Powiększy jedynie rozdźwięk między tożsamością i narodowością we Francji i w Europie. Dzisiaj narodowość nie jest kwestią przynależności. Jest zarazem opowieścią, której bohaterów uważa się za sprawców, listą praw i zakresem korzyści. Jest małżeństwem okrutnego dziedzictwa i bezpieczeństwa socjalnego. Łączy krwawe dziedzictwo ze zbiorem ułatwień. Dla potomków ofiar tego dziedzictwa te przywileje i korzyści wydają się rekompensatą za cierpienia z przeszłości. Mają pretensje do Francji, kraju do którego czują się uprawnieni, ponieważ nie spłaca swoich długów oraz do Żydów, gdyż są ulubieńcami pamięci. Innymi słowy pamięć stała się żałobą. Społeczeństwo przeobraża się w zbiór żali i pretensji, a frankofobia rozwija się ramię w ramię z judeofobią. Są teraz dwiema stronami tej samej monety. Nie żyjemy w epoce pogromów. A jednak nie jest dziś tak samo łatwo być Żydem we Francji jak w drugiej połowie XX wieku.
Powinniśmy także pamiętać, że coraz trudniej jest w niektórych dzielnicach być rozpoznanym jako Francuz. Na przedmieściach, gdzie w 2005 roku wybuchły zamieszki powszechną obelgą jest „brudny Żyd” oraz „brudny Francuz”. Tym straszniejsze, że autorzy tych słownych ataków mają francuskie dowody osobiste. Dlatego właśnie uważam za niewłaściwe i bezużyteczne, złe i nieefektywne poświęcanie lub minimalizowanie różnic historycznych pomiędzy tragediami z przeszłości, aby leczyć rany tożsamości. Ten lek jest trujący.
Co zatem zrobić, aby rozbroić ową mimiczną wrogość? Nie mam naprawdę pojęcia. Nie mam przepisów ani rozwiązań. Ledwie potrafię wskazać dwie lekcje wynikające z naszego trudnego położenia. Pierwsza dotyczy odrzucenia konkurencji między ofiarami. Powinniśmy położyć nacisk na fakt, że bez względu na rodzaj zbrodni, potomkowie ofiar nie są sami ofiarami. Pamięć to spłacenie długu wobec zmarłych, a nie zajmowanie ich miejsca.
Druga lekcja odnosi się do definicji Europy. Czym jest Europa? Pamięć, według aktualnego rozumienia i praktyki, zakazuje nam podania historycznej, geograficznej lub kulturowej odpowiedzi na to pytanie. Pamięć zapewnia wymazanie wszelkich śladów, odrzucenie pochodzenia, potępienie przodków. Według dominującego w Europie trendu, próba wyniszczenia Żydów jest wezwaniem do zniesienia wszelkich barier między ludźmi oraz do postawienia Europy jako przykładu wzniesienia się do nieba wartości uniwersalnych wybierając zamiast dyskryminującej przeszłości zbawczą ściezkę nierozróżniania. Jean-Marc Ferry, francuski filozof i uczeń Jurgena Habermasa, napisał, że definicja Europy i tożsamości europejskiej to otwartość na inne tożsamości. Dla słynnego socjologa niemieckiego Ulricha Becka europejska formuła to, jak twierdzi, połączenie istotnej próźni i radykalnej otwartości. Nic istotnego, aby otwartość mogła być radykalna i całkowita. Z tego punktu widzenia kiedy Europejczycy zastanawiają się czy Turcja należy do Europy , niebezpiecznie zapominają, że Europa nie należy już do Europy. Europa nigdzie nie należy. Nie-należenie to sens Europy po Holokauście.
To oficjalne auto-wyparcie lub nie wyróżnianie się ma dwie straszne konsekwencje. Po pierwsze osłabia integrację (jak można się zintegrować ze zdezintegrowanym światem?). Usprawiedliwia nienawiść. Zachęca członków społeczności nie-europejskich do występowania w charakterze gniewnych wierzycieli. Po drugie prowadzi do wniosku, że Żydzi są dziś zdrajcami własnej sprawie. Demokratyczne wyznanie wiary powołane lub ponownie powołane do życia w ich imieniu jest nazwą ich zdrady. Izrael, państwo oparte na więzach krwi w erze Lekarzy Bez Granic, błyskawicznej komunikacji i kultury światowej, buduje mur z kamienia. Temu światu, który wyznaje religię człowieczeństwa, podszytą podziwem dla „wędrownego Żyda”, ale pełną pogardy dla „Żyda według ciała”, chcę przeciwstawić Ruth Kluger. Nie wiem czy znacie państwo to nazwisko. Jest autorką wybitnej książki Weiter Leben (Wciąż żywa). Zacytuję ją: „Nazwa Auschwitz roztacza tak negatywną aurę, że determinuje wizerunek człowieka, gdy tylko staje się wiadome, że tam był lub była.” (Autorka była w Auschwitz). Następnie kontynuuje „Ja nie jestem z Auschwitz. Pochodzę z Wiednia. Wiednia nie da się wymazać, natomiast słowo Auschwitz było dla mnie obce niczym księżyc. Wiedeń porządkuje mój umysł i przemawia do mnie, a Auschwitz był najbardziej absurdalnym miejscem, gdzie kiedyś się znalazłam i jego wspomnienie pozostaje w mojej duszy niczym obce ciało, jak pocisk, którego nie można usunąć z ciała. Auschwitz był przygnębiająco losowym wypadkiem, niczym więcej.” Czytam ten tekst jako manifest przeciwko kiczowi i ostrzeżenie. Nie powinniśmy w imię Auschwitz i Buchenwaldu pozbawiać Europy jej tożsamości kulturowej i zastępować ją deklaracją praw człowieka. To może wyglądać szlachetnie i wydawać się mądre lecz jest złe, oszukiwańcze i kontrproduktywne. To niezasłużony prezent dla Hitlera , który w ostatecznym rozrachunku nie zapobiega, a przyspiesza rozwój ohydnego uczucia, która miało być powstrzymane w ryzach raz i na wieki.