Dr. Jakób Poznański prowadził podczas wojny dziennik. Wpisy w jego dzienniku zaczynają się w październiku 1941 r. i kończą się 2-go czerwca 1945 r., pół roku po wyzwoleniu. Poznański starał się dokumentować wydarzenia z historii getta oraz własne przeżycia, mając świadomość bycia świadkiem czegoś niesłychanie wstrząsającego. Poniżej kilka fragmentów z jego dziennika, które mogą być pomocne dla lepszego zrozumienia treści tych zajęć.
9.6.1943
Nie o wszystkim można pisać, ale powinno się! Daj Boże aby ci, którzy nie doświadczyli okropności życia w gettcie oraz przyszłe pokolenia dowiedziały się jak nas tu męczyli, przez co przeszliśmy i co czuliśmy. ... Najprawdopodobniej, ludzkość nigdy nie poznała niczego podobnego.
26.7.1943
'Piszę szczególnie po to, aby historycy w przyszłości mogli odnaleźć źródła informacji nie tylko o oficjalnych wydarzeniach lecz także o tym, co przeżyli zwykli ludzie . Dotychczas nie wspominałem, że powstaje tu oficjalna historia getta. Istnieje specjalny wydział, który pretensjonalnie nazwano „Archiwum” i tam trafiają wszelkie wiadomości i dane, tworząc w ten sposób historię getta. Prosty człowiek nie ma dostępu do tych dokumentów. Oprócz hymnów na cześć prezesa i kilku danych statystycznych nie ma tam niczego. Natomiast trafiają tam artykuły wartościowe godne muzeum, różne podarunki, które otrzymują Pan Prezes, Jakóbowicz, Gertler i jeszcze kilku kierowników.'
24.3.1944
'Kierownictwo naszego zakładu nie ma pojęcia o tym, że maksyma P.P. (Pracować Powoli) ma wśród nas wielu zwolenników. Często jedynie udajemy, że pracujemy. Maszyny się psują, materiały nie nadają się do opracowania i tak bez końca. Jest wiele sposobów, aby nie zdążyć z zamówieniem na czas, opóźnić dostawę, sabotować pewne produkty... zawsze i wszędzie pamiętamy, że zakład nasz pracuje dla wroga.
2.6.1943
Wczoraj odbyło się jeszcze jedno przedstawienie i Pan Prezes Rumkowski zjawił się osobiście. I tym razem też ciasno było niemożliwie. Trzeba przyznać, że cały program podobał się bardzo Głównej Władzy. Już podczas popisowego baletu dzieci Prezes zapisał kilka słów po żydowsku na kartce i wręczył kartkę dyrygentowi Dawidowi Bejgelmanowi. Okazało się, że to było polecenie do Wydziału Zaopatrzenia dla całego zespołu baletu.
4.6.1943
Okazało się że w kartce którą prezes przesłał do dzieci baletu nie było żadnego polecenia na dodatkową żywność. Kartka zawierała polecenie darować dzieciom 1kg. cukierków. Oto hojność!...
16.6.1943
Wczoraj nasz zakład dostał pierwsze materialne wynagrodzenie za przedstawienie w postaci mięsa i chleba. Każdy wykonawca dostał 1 kg. mięsa i 2 kg. chleba. Członkowie chóru dostali 1 kg. mięsa i 1 kg. chleba. Ma się odbyć jeszcze jedna dystrybucja. Pierwsza zdążyła już spowodować u ludzi duże rozgoryczenie i pozostał po niej zły smak. Po pierwsze, bo tylko część tych, co brali udział a nie są artystami, dostała te towary, większość nie dostała. Po drugie, dlatego że na próbach powiedzieli ludziom że oni też dostaną coś za wystąpienie, a teraz dostali figę. Tu trzeba zaznaczyć że większość robotników ma g... na co się skarżyć na kierownictwo, bo jak jest okazja coś dostać to oni dbają tylko o siebie i o swoich krewnych, a o robotnikach zapominają...
3.11.1943
Ludność morzy się głodem. Cena buraków i kartofli stale wzrasta. Wczoraj zbieraliśmy szpinak i rzodkiewkę. Zebrałem 3 kg. szpinaku i 2,2 kg. rzodkiewki.
W gettcie jest dużo pracy. Widać jednak, że Niemcom brak rąk do pracy, a tani koszt białych niewolników, t. j. Żydów, też przyczynia się do tego że im dają pracować.
29.11.1943
W poprzednim tygodniu zdarzył się wypadek, o którym trzeba wspomnieć bo jest charakterystyczny dla tego miejsca i czasów. Przy naszym resorcie założyli szkołę dla dzieci. Półtora roku temu, a nawet wcześniej pozamykali wszystkie licea które istniały w getcie (!). Po kilku miesiącach resorty [zakłady pracy] otworzyły szkółki zawodowe dla dzieci, w których uczyli nie tylko rzemiosła ale i trochę ogólnych przedmiotów po żydowsku. Niektóre szkółki doszły do wysokiego poziomu nauki, a niektóre nie. Kierowniczką szkoły u nas w resorcie jest jedna pani Smoleńska... Więc do rzeczy: Na początku poprzedniego tygodnia jedna z dziewcząt spóźniła się do szkoły. Smoleńska nie pozwoliła jej w tym dniu pracować, a także pozbawiła ją obiadu i drugiej porcji zupy. Dzieci szkoły w proteście postanowiły nie jeść zupy jak co dzień. Żadne dziecko nie wyciągnęło ręki po talerz i drugą porcję – dzieci były zdecydowane i nieugięte. Pani Smoleńska bardzo się obraziła i poszła się skarżyć do kierownika resortu. Bejgelman naturalnie ją poparł i przyszedł do szkoły aby rozstrzygnąć sprawę , ale jego obecność dodatkowo zaostrzyła sprawę i w efekcie zamknięto szkołę na trzy dni. Dzieci pozostały przy swoim. Zażądali od nich żeby przeprosiły Smoleńską, ale one nie zgodziły się, szczególnie że to żądanie było zupełnie nie usprawiedliwione i jedyną jego przyczyną była wola Smoleńskiej. Nazajutrz inne dzieci, te które pracowały w zakładzie, ale nie chodziły do szkoły, chciały dołączyć się do strajku i nie dostawać posiłku. Sytuacja stała się niepewna! Inny kierownik się wtrącił i jakoś załatwił sprawę....